W środowe popołudnie zapraszamy Was do lektury artykułu, przygotowanego przez redaktora Adama Mauksa
Kazimierz Iwański: W Gedanii wszyscy byliśmy kolegami
Jego przygoda z futbolem zaczęła się w 1960 roku. – Chodziłem do szkoły obok stadionu Gedanii, mieszkałem na dawnej ulicy Niedziałkowskiego, później Dzierżyńskiego, a teraz Legionów. Miałem blisko, a moim pierwszym opiekunem i trenerem był Jerzy Gładysz. To on z grupki chłopców z rejonów ulic Wallenroda, Lelewela i kilku bocznych ulic od dzisiejszej Hallera zrobił zespół juniorów. Kazimierz Iwański grał w tej drużynie dwa lata. Trenerzy seniorów dostrzegli w nim talent, bo w wieku 16 lat zadebiutował w pierwszym zespole Gedanii. Debiutował w Gdyni z Bałtykiem. Kazimierz Iwański dobrze pamięta ten mecz, bo …złamał rękę. Później nie tylko grał w Gedanii, ale także był trenerem juniorów, a potem seniorów, z którym awansował do III ligi.- W tym klubie była wyjątkowa atmosfera. Ja bym ją porównał do tej, która łączy grających chłopców z jednego podwórka. Tam wszyscy byliśmy kolegami. Graliśmy w piłkę kiedy było to możliwe, w zimę sami robiliśmy lodowisko i graliśmy w hokeja. Był postawiony ring, na którym trenowali pięściarze Gedanii: Bendig, Knut, Kulesza. I na ten ring wychodzili też piłkarze. No, bo skoro graliśmy w piłkę z bokserami, to oni do nas mówili” „Chodźcie teraz na ring” – wspomina trener Iwański.
Sentyment do Gedanii pozostał. – Ciągle jest tam kilku moich trenerskich wychowanków.
Na koniec naszego spotkania trener Iwański wyciąga z tekturowej teczki pamiątki, dyplomy, zdjęcia z dawnych czasów. Jest wśród nich kilka kolorowych rysunków.
– To niedokończone dyplomy. Czy pan wie, kto je rysował? – pyta Kazimierz Iwański. – Ich autorem jest Eryk Fallow, legendarny napastnik Gedanii sprzed wojny, więzień Victoriaschule w Gdańsku, obozu Grenzdorf oraz piłkarz i trener Gedanii w powojennym okresie. Malował je w latach 60., jako trener młodzieży w klubie. Jakiemu szkoleniowcowi chciałoby się dziś robić dyplomy dla swoich podopiecznych?